Pages

Friday 17 January 2014

Praca w Chinach vol.1

1 comment:
 


Bycie zatrudnionym w chińskiej firmie to doświadczenie samo w sobie. Jedyne w swoim rodzaju. Laowai jest traktowany jako coś pomiędzy debilem, kobietą z brodą a pomniejszym bóstwem. Sama do tej pory zastanawiam się jakim cudem jest to możliwe, ale to porównanie najdokładniej opisuje moje doświadczenia w (póki co) dwóch firmach. Po pierwsze, mieć białasa w zespole to poniekąd zaszczyt, prestiż itp. Dostajemy zwykle takie biurko, które pierwsze rzuca się w oczy po przejściu przez drzwi. Chodzi o to, żeby klient wchodząc do biura zauważył naszą bladą buźkę i był pod wrażeniem międzynarodowości firmy.



Bycie internaszynal jest w cenie. Dlatego biegamy na spotkania z klientami, którzy nie kumają angielskiego ni w ząb- aby pokazać, że w zespole pracował laowai. Robimy za powiew Zachodu na spotkaniach biznesowych, które z rzadka są tłumaczone na angielski. Niestety mój mandaryński nie jest na tyle dobry, żeby swobodnie przysłuchiwać się negocjacjom. Za to bladą twarzą i blond włosem reprezentuję zachodnią myśl architektoniczną i najwyraźniej to wystarcza.

Raz zdarzyła mi się sytuacja, że zostałam praktycznie wypożyczona przez inny zespół na spotkanie z przedstawicielami władz. Nie byłam wtedy specjalnie zajęta, a architekt prowadząca tamten projekt wprost zasugerowała, że dobrze byłoby mieć białasa na prezentacji. Moje zadanie polegało na istnieniu - przeżycie wręcz transcendentne.

Jako laowaie dostajemy też lepsze warunki zatrudnienia niż chiński personel tego samego szczebla. Oczywiście nikt nam tego nie powie, ale po jakimś czasie samo wyjdzie, że podobnie (bądź tak samo) wykształceni ludzie z podobnym (bądź takim samym) doświadczeniem zarabiają o wiele mniej niż my. Czasem są to sprawy wykraczające poza wynagrodzenie- na przykład w mojej poprzedniej pracy tylko obcokrajowcy mieli stały dostęp do internetu. Tłumaczenie bossów było takie, ze Chińczycy ze stałym dostępem do sieci grają w MMORPGi i oglądają seriale zamiast pracować. Teraz kiedy pracuję w kolejnym biurze- faktycznie nie sposób nie zauważyć, że masa pracowników ogląda chińskie opery mydlane. Niektórzy mają też zwyczaj przychodzenia do biura w weekend, żeby oglądać filmy i korzystać z internetu. Najzabawniejsze jest to, że kompletnie się tego nie krępują (o ile oczywiście szef nie widzi).




Zatrzymajmy się na moment przy wątku przychodzenia do pracy w weekendy i ogólnie- nadgodzin. Organizacja pracy to jeden wielki żart. Rzadko zdarzają się dni, kiedy możemy spokojnie zajmować się swoimi projektami na pewnym komfortowym poziomie wysiłku. Zwykle albo nie robimy kompletnie nic, albo zapierniczamy na 100%. Zapierniczamy na 100% bo:

1. Szef obiecał klientowi spotkanie w konkretnym terminie, żeby wykazać się szybkością pracy zespołu (coby nikt inny nie był szybszy i nie podpierniczył projektu sprzed nosa).


2. Nad projektem pracują 2 osoby zamiast 6, chociaż te pozostałe 4 akurat są w fazie nie-robienia-kompletnie-niczego.


3. Deadline został z niewiadomych powodów przełożony na tydzień wcześniej niż początkowo planowano (zwykle- patrz punkt 1).


4. Boss mówi co ma być zrobione na dziś o 18 dnia bieżącego.

5. Boss zmienia koncepcję całego projektu 24 godziny przed terminem spotkania.

Ze względu na mieszankę tych powodów, mój obecny stan nadgodzin za 2014 do tej pory wynosi 62. Nadgodziny są bezpłatne, za to można je odebrać w formie wolnych dni w danym miesiącu. Najbardziej wkurza mnie to, że przy odrobinie zdrowego rozsądku i planowania, wielu nadgodzin można by uniknąć. Jednak chiński etos pracy premiuje czas spędzany na wykonaniu zadania, a nie wykonanie zadania jak najbardziej efektywnie. Stąd wręcz oczekiwanie "góry", że będziemy pracować po godzinach- znaczy to bowiem, że angażujemy się w pracę jak należy. Nieważne, że będziemy wtedy oglądać te nieszczęsne seriale.  

To poniekąd tłumaczy postawę Chińczykow opisaną wcześniej. Bywa, że dostajemy upomnienie za niewyrabianie odpowiedniej ilości nadgodzin. A że cała praca została wykonana w przedziale 9-18 i fizycznie nie ma potrzeby zostawania ani minuty dłużej? Nikogo to nie obchodzi.




Pomijając bossów, z którymi jednak czasem da się dogadać (w obecnej firmie część szefów jest z Europy, więc przychodzi mi to o tyle łatwiej), największym utrudnieniem w pracy są działy HR. Nie żartuję, całe zło jakie mnie spotkało w Szanghaju wyszło z działów HR (i jednego kieszonkowca w metrze). Kiedy kierownictwo chciało zatrzymać mnie w poprzednim biurze i wystąpić o pełną pracowniczą wizę, dzieweczka z HRu nie ogarnęła dokumentów i wysłała niepełną dokumentację do ambasady bez konsultacji z kimkolwiek. Następstwa tego to długa historia, ale w skrócie powiem tylko, że musiałam w ciągu 2 tygodni wyjechać do Hong Kongu, na szybko wyrabiać wizę, a w Szanghaju znaleźć nową pracę. Działy HR w poprzedniej i obecnej firmie bardzo starają się, żeby obcokrajowcy nie dowiedzieli się np. jak odebrać pieniądze za delegację, co trzeba zrobić, żeby odebrać nadgodziny, jakie dokumenty dostarczyć, aby firma mogła wykupić ubezpieczenie zdrowotne itd. To nawet nie jest otwarta wrogość, to bardziej jak próba rozmowy z cielęciem. O wszystkich sprawach opisanych wyżej dowiadywałam się od współpracowników-architektów- laowaiów i Chińczyków. Potem następował okres szarpania się z HRem, dopóki ten nie skapitulował i nie przyznał mi racji. Za każdym razem jest tak samo.

Podsumowując, ja naprawdę lubię swoją pracę i ciężko mi sobie wyobrazić siebie robiącą coś innego. Poza tym, Szanghaj jest fascynujący dla architekta, to zdecydowanie miejsce, w którym warto teraz być. Mimo to, jest mnóstwo takich własnie bardziej i mniej drobnych rzeczy od których dostaję piany na ustach.

Tymczasem nic nie jest w stanie zepsuć mi humoru, bo za 3 tygodnie będę już w KL.

1 comment:

  1. Z tymi nadgodzinami to rzeczywiście i w Hongkongu tak jest, chociaż akurat w międzynarodowych firmach naprawdę jest co robić i nie ma raczej czasu na siedzenie i oglądanie filmów. Organizacja pracy jest tutaj jednak nieco bardziej efektywna wg zachodnich wzorców chociaż znowu wg chińskiej kultury pracy efektywność jest mierzona w inny sposób chociazby tymi nadgodzinami. Czy to dobrze czy to źle nie mi to oceniać. :)

    ReplyDelete

 
© 2012. Design by Main-Blogger - Blogger Template and Blogging Stuff