Pages

Saturday 3 May 2014

Wakacje 2014: Bali - Kuta i Bedugul

No comments:
 

Z Kuala Lumpur polecieliśmy na Bali. O wyspie miałam dosyć romantyczne wyobrażenie: palmy, kwiaty, ocean, uśmiechnięci tubylcy itp. Rzeczywistość jednak okazała się nie aż tak różowa. Na to złożyło się kilka czynników- po części nasz wybór miejsca noclegów, po części zderzenie wyobrażeń z rzeczywistością. Życie. 

Zatrzymaliśmy się w Kucie - co do tego wyboru mam mieszane uczucia. Z jednej strony to super, bo Kuta to dosyć spory kurort, czyli sporo opcji jedzeniowych, drinkowo-barowych i wycieczkowych. Z drugiej strony miasteczko jest wyjątkowo szpetne i opanowane przez Australijczyków. Samo w sobie nie byłoby to problemem, ale po jakimś czasie czujesz się jak w okupowanym mieście, gdzie Balijczyków widać tylko w knajpach, hotelach i na straganach. Także w Kucie jedliśmy i spaliśmy- i w sumie tyle. 

Jednym z ciekawszych dni na wyspie była wycieczka do Bedugul w samym sercu Bali. Właściwie nie planowaliśmy jechać w to konkretne miejsce, ale deus ex machina zmaterializowała się w Kucie dawno niewidziana ciotka (długa historia), i to właśnie ona zawiozła nas do Bedugul. 

Ale wszystko po kolei.


Ponieważ podróż miała być dość długa, zatrzymaliśmy się na kawę. Na plantacji kawy rzecz jasna. Niestety, właściwa część plantacji była niedostępna dla zwiedzających, więc zadowoliliśmy się oglądaniem części wystawowej. Starsza pani prażyła ziarna i podejrzliwie łypała okiem spod chustki, kiedy zbliżałam się za bardzo do jej stołu.


W takiej klatce biegały dwie cywety. Cywety są niezbędnym ogniwem w produkcji Kopi Luwak, czyli kawy produkowanej z ziaren przednio skonsumowanych i wydalonych przez zwierzaki. Futrzak na zdjęciu nie jest elementem produkcji- pracownicy szukają dzikich cywet na terenie plantacji, ponieważ tak pozyskane ziarna mają o wiele większą wartość niż te z chowu klatkowego. Kopi Luwak uchodzi za najdroższą kawę świata na zachodnich rynkach. U źródła była zdecydowanie tańsza niż którakolwiek kawowa sieciówka. Wypiliśmy po filiżance małej czarnej, żeby na własnej skórze przekonać się, co to za cud. Rzeczywiście, kawa jest bardzo dobra, ale czy faktycznie najlepsza na świecie? Moje podniebienie jest chyba zbyt plebejskie n wydawanie tego typu sądów.


Po kawie ruszyliśmy w dalszą drogę. Powoli teren stawał się coraz bardziej górzysty (najwyższa góra na Bali ma 3031m!). Zatrzymaliśmy się jeszcze na targu w okolicy Bedugul. Byłam absolutnie zachwycona wszystkimi owocami i warzywami. Sprzedawcy, bardzo dumni ze swoich produktów, bardzo chętnie kroili owoce do spróbowania. 



Poza owocami i warzywami, na targu było też sporo sprzedawców lokalnych przypraw i kawy...


Oraz przedziwnych chipsów z tapioki. Zaopatrzeni w kilka paczek tychże i kilka rambutanów, dotarliśmy w końcu do celu naszej podróży.

Świątynia Puru Ulun Danu Bratan na jeziorze Bratan. Szczerze mówiąc, na zdjęciach robi większe wrażenie niż w rzeczywistości, ale i tak jest piękna. Wybudowana w 1663 roku na jeziorze Bratan na wysokości 1200m nad poziomem morza, jest używana po dzień dzisiejszy do składania ofiar balijskiej bogini wody Dewi Danu.







Bardzo podobały mi się świątynne tereny- ta zieleń! Co prawda pogoda trochę nas postraszyła, ale poza chmurami nic gorszego nas nie spotkało.



Stan turystycznego ukulturalnienia jest dość męczący, także wkrótce dopadł mnie wilczy głód. Na szczęście mój Anioł Stróż w osobie ciotki miał już upatrzoną miejscówkę z dala od świątynnych jadłodajni z widokiem na parking. Szałasowy warung z widokiem na tarasy ryżowe.


W międzyczasie nie wiadomo kiedy zrobiło się popołudnie- czas powrotu do Kuty. Dzięki drzemce w samochodzie potrzeba odpoczynku w hotelu nieco oddaliła się w czasie, a my poczłapaliśmy na plażę.


I to właśnie na plaży, robiąc to krzywe zdjęcie i gapiąc się na zachód słońca pomyślałam, że jestem szczęściarą do kwadratu. To był dobry dzień.

No comments:

Post a Comment

 
© 2012. Design by Main-Blogger - Blogger Template and Blogging Stuff